Oaza Parafia Lipowa

Get Adobe Flash player

Szczęść Boże

Witam wszystkich odwiedzających stronę internetową Oazy Parafi Lipowa. Strona internetowa otwiera się poprawnie we wszystkich przeglądarkach internetowych.

Wrazie jakich kolwiek problemów, sugesti, zmian, błędów lub chęci stania się jednym z nas proszę o kontakt z nami.

 

Kalendarz 

Święty na każdy dzień 

Warto zajrzeć:

Ministranci 

 Refleksja na dziś 

Jasełka

JASEŁKA 2012

 

Osoby:

 

1.      Narrator – Porębska Patrycja

2.      Archanioł Micha – Pietraszko Karolina

3.      Archanioł Gabryjel (Gabryś) – Duc Marta

4.      Diabeł (Herod) – Motyka Hubert

5.      Diabeł Rokita – Kapała Joanna

6.      Lucyfer – Caputa Marta

7.      Maryja – Warzecha Katarzyna

8.      Elka  - Górna Agnieszka

9.      Józef – Szwed Konrad

10.  Żyd – Kurowski Konrad

11.  Pasterz Sylwek – Paździo Sylwia

12.  Pasterz Iwan – Kubień Iwona

13.  Kacper  - Ryczek Klaudia

14.  Melchior - Zuziak Weronika

15.  Baltazar – Wątroba Justyna

16.  Ochrona I – Kurowski Dominik

17.  Ochrona II – Wandzel Dariusz

18.  Osioł – Noga Krzysztof

 

 


AKT I

 

NARRATOR:

(Narrator wychodzi na scenę kłania się i zaczyna czytać, muzyka z różowej pantery)

Dwa jednakowe znakomite domy

W pięknej Weronie gdzie się znajdujemy,

Z dawna swych kłótni nową waśń wszczynają,

Obywateli krew na próżno przelewając.

(Narrator wertując kartki przeprasza)

Przepraszam to nie ta historia

O mam!

 

Za górami za lasami za siedmioma rzekami

….

(Narrator wertując kartki znowu przeprasza)

O jej znowu nie to

(Z za sceny słychać głos -  Zaczynaj waś w końcu wstydu oszczędź)

Mam to na pewno już będzie to

 

Nadeszły święta, Bóg na świat przyszedł,

Zbawienia łaski dał nam obficie…

Miłość Mu do nas stąpić kazała,

Więc się raduje dziś ziemia cała.

My zaś, jak polski obyczaj każe,

Jasełka chcemy nieść Jemu w darze,

Uciekać musiał… historia znana

Dzieciom już nawet opowiadana…

My ją … inaczej troszkę powiemy,

I troszkę też pofantazjujemy…

Lecz takie prawa są przedstawienia,

Że się niektóre fakty… hmm… ciut zmienia,

A może właśnie tak się zdarzyło?

Któż z nas na pewno wie, jak to było?...

Wiec akt nam pierwszy niebo odsłania,

Wszyscy czekają wcielenia Pana.

Oto jest zacny Michał Archanioł,

Sprawdza, czy wszystko przygotowane…

 

ARCHANIOŁ MICHAŁ:

- Wszystko, się zdaje, jest wykonane,

Wszystko powinno pójść zgodnie z planem.

Żłóbek zrobiony, stajnia sprawdzona,

Zwierzęta czyste, ściółka zmieniona,

Cóż… - to nie hotel, ale Syn Boży,

Będzie miał chociaż gdzie się położyć…

Jezus ma dzisiaj już się narodzić,

By plemię ludzkie z grzechu wyzwolić…

No, czas wciąż płynie, i zaraz trzeba,

Ruszać już w teren, ku chwale nieba!

Godzina „zero” – Bóg przyjmie ciało…,

Hej, Gabrielu, czy coś się stało?!!


ARCH. GABRIEL:

- Zdrada, Michale, Straszna, zaciekła!!!

Mamy wśród siebie agenta piekła.

Wywiad przechwycił jego meldunki,

Ten drań miał z piekłem jakieś stosunki!!!

Szybko od razu go zlustrowałem,

I strasznych rzeczy się dowiedziałem,

To tajny agent jest LUCYFERA!!!

 

ARCH. MICHAŁ:

A niech go weźmie jasna cholera ojej, to straszne!!!

Jak to możliwe, że nieba anioł,

Mógł się okazać aż takim draniem?!

 

ARCH. GAB.:

- To nie jest anioł, on jest w przebraniu,

Ja bym go radził poddać badaniu!

Nie wiemy, ile przekazać zdołał…

 

ARCH. MICHAŁ.:

- Dzwonię do Szefa… Bądź Jego wola!...

Boże i Panie,… tu problem mamy,

Chyba godzinę „zero” wstrzymamy…

Mamy u siebie piekła agenta,

Mógł wszystko zdradzić… tak… tak…

Rozumiem, Panie, Twa wola Święta!...

Zaraz ci powiem, sprawa jest prosta,

Lecz karę musi diabeł tu dostać!

 

DIABEŁ:

- Hej, jaką karę?! A ekstradycja?

Do piekła?!...  taka szpiegów tradycja…

 

ARCH. MICHAŁ:

- O nie tak łatwo, o nie, kolego,

Chciałbyś do piekła, ale nic z tego,

Nie wiemy, ile już diabły znają,

Może nie wszystko… niech cię szukają…

 

ARCH. GABRIEL:

- Na ziemie jazda! Z nieba wynocha!!!...

No ruchy, ruchy…

(diabeł się opiera, wiec ostatecznie daje mu kopa, ten wylatuje)


AKT II

NARRATOR:

W tym samym czasie, u Lucyfera

Również się rada diabelska zbiera…

 

DIABEŁ ROKITA:

- Hej, Lucyferze, nieszczęście mamy,

Nasz agent w niebie został złapany!

 

LUCYFER:

- Wiec go odkryli! Kawał debila!

A wystarczyłaby jeszcze chwila!

Znałem już plany, o co w nich chodzi…!!!

Lecz teraz kiedy, gdzie Bóg się zrodzi?...!!!

Na pewno wszystko szybko zmienili!

Czas, miejsce, wszystko zabezpieczyli!

Tak dać się złapać! I w taka chwilę!

Czemu mi służą diabły – debile!!!

 

D. R.:

- Mogli to zrobić, lecz, Lucyferze,

Że wszystko zmienią, ja w to nie wierze!

Bóg pragnie przecież zbawić człowieka,

Nie będzie znowu długo z tym zwlekał…

 

LUC:

- Może i dobrze, Rokito, mówisz,

Bóg rzeczywiście tak kocha ludzi…

Byle wierzyli, pragnie ich zbawić…

Czekaj ty!!! Czekaj!, wiem, jak zaradzić!!!

Pomysł w prostocie swojej genialny!

Dla ludzi skutek będzie fatalny!

Powiedz, Rokito, - co ludziom trzeba,

Aby się dostać tam… tfu!... do nieba?

 

D.R.:

- Trzeba im wierzyć w Bożego Syna…

 

LUC:

- I to jest szansa nasza jedyna!

Bo jak, Rokito, oni uwierzą,

Skoro się o Nim dziś nie dowiedzą?!!

 

D.R.:

- Lecz jak to zrobić, o Lucyferze?

 

LUC:

- pomysł banalny, odpowiem szczerze…

Tych, co go mają dzisiaj zobaczyć,

Trzeba nam tylko skrycie… wytracić!...

Wiec zabijemy w nocy pasterzy,

A z królów 3 tez nikt nie dobieży…

I po kłopocie… spokój i cisza,

I nikt o Bogu nie będzie słyszał!...

A gdy dorośnie – nikt nie uwierzy!

Nie będzie świadków, króli, pasterzy…

D.R.:

- No, no, Szefuńciu, plan twój genialny

I wręcz na pewno jest wykonalny!!!

 

LUC.:

- A więc, Rokito, radość mi sprawisz,

gdy z pasterzami sam się zabawisz…

A zaś trzech królów los taki czeka…

- skoro agenta mamy człowieka,

Zrobimy go tam po prostu królem,

Będzie miał władzę, wojsko, w ogóle…

Troszczyć się będzie, by w jego kraju,

Złym ludziom żyło się niczym (hehe), w raju

Nazwiemy go tym… no… Herodem!

Imię jest głupie… lecz wzbudza trwogę…


AKT III

 

 

NARRATOR:

Spośród kobiet w Nazarecie

Tejże zdarzyło się przecie

Zostać Matką Boga Syna

Tak historia się zaczyna.

Zaszedł Gabryś, do drzwi stukał

I Maryj i Panny szukał

A że dziewczę z wałkiem stało

Wpuścić gościa się tam nie bało.

 

(Gabryś chodzi i szuka Maryi wśród widzów, zaczepiając kilka osób, woła i wychodzi na zewnątrz, woła głośno, po chwili wchodzi z powrotem zlany potem i z radością mówi:)

(Maryja stoi podparta z wałkiem)

 

GABRYŚ:

- Ty zostaniesz Matką Pana!

MARYJA:

- Jam niegodna, Źle ubrana.

GABRYŚ (wznosząc ręce)

 - Łaska Jahwe z Tobą będzie!

MARYJA: (odwracając się)

- Nie znam męża, to nie przejdzie.

GABRYŚ (błagalnie)

- Duch niebawem Cię ogarnie.

MARYJA:

- Jakoś to wygląda mamie.

GABRYŚ (obejmując)

- Będzie spoko! Układ stoi?

MARYJA: (podając rękę, plując na nią)

- Dobra wchodzę! Fiat! Stoi!

(oboje wychodzą)

 

NARRATOR:

Poszła Maria do kuzynki Niosąc w siatce kilo szynki.

Przeszła góry bez zadyszki Nazbierała w lesie szyszki.

A Zachary z wędką siedział

O wizycie nic nie wiedział.

Za to Elka okna myła

I pod nosem coś nuciła.

 

(Elka myjąc okna nuci piosenkę: Och, Ela, straciłaś przyjaciela...)

(Maryja puka, wchodzi na „proszę”)


MARYJA: (w geście powitania wyciąga ręce)

- Witaj Elu! Jak Twe zdrowie?

ELKA:

Wszystko super! Radzę sobie!

MARYJA: (rozgląda się)

- Nie ma w domu Zacharego?

ELKA:

- Wyszedł już ze swym kolegą.

MARYJA:

- Nadgodziny pewnie szarpie?

 

ELKA:

- Nie. Poszedł z wędką łowić karpie.

MARYJA:

- Rzeczywiście święta blisko.

ELKA:

- Właśnie! Zrobię dziś ognisko.

 

NARRATOR:

Kiedy Maria pozdrawiała Elka w duszy już wiedziała,

Że kuzynka nie od rana Pod swym sercem nosi Pana.

Nie dość tego się zdarzyło,

Że się dziecię poruszyło,

Które Elka też nosiła.

I tuż potem przemówiła.

 

Elka: Jesteś dziś błogosławiona,

Również owoc Twego łona.

A dzieciątko moje złote Drgnęło jak walnięcie młotem.

Maria:

Wielbi dusza moja Pana.

Łaska Boża jest mi dana.

Wielkie rzeczy mam od Niego.

Chwalę Święte imię Jego.

 

NARRATOR:

Tak wielbiło dziewczę Pana.

W końcu padło na kolana

I w milczeniu chwilkę trwało

Jakby tego było mało.

 

(Maryja pada na kolana i po chwili wychodzi z Elką)

Józef: (stęskniony siedzi)

 

Maria długo nie wracała,

Trzy miesiące tam siedziała.

Wreszcie kiedyś się ruszyła 1 do domu podążyła.


AKT IV

 

ŻYD: (przechadzając się)

Kiedyś Cezar tak zarządził,

By Kwiryniusz spis sporządził.

Całe państwo wówczas wrzało,

Bo urzędów było mało.

Wyjeżdżali, wyruszali,

Wędrowali, przemierzali.

Każdy ruszył w swoją stronę Biorąc oczywiście żonę.

 

NARRATOR:

Józef osła wyprowadził.

Na grzbiet zwierza Marię wsadził.

Bułki dżemem posmarował.

Termos z kawą zapakował.

(Józef wprowadza osła Betlejem Maryja na niego siada, podaje jej reklamówkę + termos, ruszają Betlejem drogę)

Do Betlejem wnet ruszyli Tydzień czasu się nie myli.

A że dziewczę w ciąży było W drodze trochę marudziło.

 

MARYJA (marudzi):

- Zjadłabym ogórka kiszonego albo kawałek torta...

(trącając Józefa w bok)

- Znowu do mnie nic nie mówisz.

JÓZEF: (od niechcenia)

- Bo butami osła brudzisz.

MARYJA:

- A co osioł ma do tego?

JÓZEF:

- Jak chcesz wiedzieć - spytaj jego.

MARYJA:

- Kiedy wreszcie dojedziemy?

JÓZEF:

- Jak te góry ominiemy.

MARYJA:

- A nie można prosto jechać?

JÓZEF:

- Spróbuj troszkę się uśmiechać.

 

NARRATOR:

Kiedy w końcu zajechali,

To pokoju nie dostali,

Bo gospoda w szwach pękała,

Tylu gości wtedy miała.

Marię brały pierwsze bóle,

Więc ją Józef objął czule I do uszka szepnął cicho:

 

JÓZEF:

- Chyba będzie z nami licho.

 

 

 

 

 

 

 

NARRATOR:

Jednak wyjście się znalazło,

Bo gdy oślę spać polazło,

To ktoś krzyknął nagle z góry,

Żeby poszli prędko w góry.

Bo tam szopa jest pasterzy,

W którym świeże siano leży.

Można zatem tam każdemu

Przespać nockę bez problemu.

Poszli zaraz żwawym krokiem

I dotarli późnym zmrokiem.

Sianko w żłobie tak pachniało,

Że im żniwa przypomniało.

Józef sianko w kącik złożył

I Maryję tam położył.

A że bydło blisko stało

Marię ciepło otaczało.

 

 

MARYJA:

- Ciepło tutaj jak w pokoju.

JÓZEF:

- Nic już nie mów. Leż w spokoju.

MARYJA:

- Jesteś dla mnie taki miły...

JÓZEF:

- Proszę Cię, oszczędzaj siły.

 

NARRATOR:

Maria chwilę poleżała,

Na baranki spoglądała.

Potem Dziecię porodziła

I w pieluszki okręciła.

Położyła Synka w żłobie

Grzejąc jego rączki obie.

Nóżki bose całowała

I tak cicho mu śpiewała.

 

MARYJA:

Lilililiłaj moje Dzieciąteczko,

Liliłililaj śliczne Paniąteczko.

Lilililiłaj moje Dzieciąteczko,

Lilililiłaj śliczne Paniąteczko.

 

 


AKT V

 

NARRATOR:

Akt już następny – oto pasterze

W dobroci serca we wszystko wierzą…

Dali się podejść kłamstwom Rokity,

Posiłek dali mu więc obfity,

I pozwolili mu przenocować…

A ten ich przecież chce zamordować!!!

 

MACIEK:

- A cóż to, Kubo, co, spać nie możesz?

 

KUBA:

- A takie czasy, pożal się Boże,

Gdzie mnie do spania, Maćku mój drogi…

Myślę, czy biedny ja, czy ubogi…

Nic my nie mamy, prócz nędznej chatki,

A rząd nam każe płacić podatki…

Pieniędzy nie masz? – to do więzienia!...

Boś nie zapłacił „od wzbogacenia”…

A mówią jeszcze, ze będzie nowy

Podatek, co zwą go „dochodowy”…

Jakie „dochody”, mój Boże Drogi…

Wszak my „do chodu” mamy 2 nogi…

 

MACIEK:

 - On tak nazywa się „dochodowy”,

Bo to dla rządu jest zysk gotowy…

Za co sę kupią nowe rydwany,

Herod i senat, i inne pany?

Ty się nie przejmuj, jakoś to będzie,

Najwyżej będziem jedli żołędzie…

Chatę się sprzeda, bydło wytraci…

Jakoś podatek ten się zapłaci…

(coś popijają z kubka…)

 

KUBA:

Nawet mi nie mów, ze sprzedam trzodę…

Wolałbym chyba urżnąć swa nogę!...

Dzisiaj zwierzęta lepsze od ludzi…

Na przykład żubr… nigdy się nie nudzi!!!

 

MACIEK

(pokazujac na Rokitę, ten udaje że śpi):

 - A ten, to spanie ma, Dobry Boże,

Ech, czemu każdy z nas tak nie może…

Sen mi odleciał, w gardle coś drapie

A ten tu chrapie ciągle, i chrapie…


KUBA:

 - Jakiś on dziwny, Maćku, ci powiem,

Nie jest to chyba zbyt dobry człowiek…

Nie wiem dlaczego, diabli by wzięli,

Żeśmy go do nas na noc przyjęli…

Jak na cię spojrzy – aż człek drętwieje,

Na owcę krzyknie? – prawie siwieje…

Najgorsze – z gęby siarką mu capi…

Nie pomagają nawet tic – taki…

 

MACIEK:

 - Może masz racje, Kubo kochany,

Jutro na pewno z nim pogadamy.

Niech nam o sobie więcej opowie,

Lecz teraz spać trza – bo sen, to zdrowie!

Kubo, dobranoc,

I jak to mówią… cztery pchły na noc!...

(śpią, wstaje diabeł)

 

D.R.:

Nie dożyjecie, durnie, do rana,

Noc ta ostatnia przez was przespana,

Pora już piekło mi zawiadomić

Że wszystko z planem… trzeba zadzwonić…

(wyciąga komórkę)

Lucyfer prezent nam zafundował,

Sieć komórkową w piekle zmajstrował…

Jak tam z zasięgiem?... no, proszę, proszę…

Napiszę – taniej – SMS za 2 grosze…

(pisze)

OD-WA-LIŁ-EM NIE-ZŁY POPIS… RO-KI-TA

Teraz coś dam wam, bracia, na spanie

By wam nie w głowie było wstawanie…

Mam tu magiczna taką pałeczkę

(wyjmuje bejsbola)

Czuję, ze pośpią dłużej troszeczkę…

(bierze zamach, nagle słyszy głos, zamiera z ręką w górze)

 

ARCHANIOŁ MICHAŁ:

- Hallo, pasterze, wstawać wam trzeba!!!

(dostrzega przebranego diabła)

Co ty wyprawiasz, na wielkie nieba!!!

Chcesz skrzywdzić braci swoich, pasterzy?!!!

Któż do Betlejem wtedy pobieżny!...

Lecz ja cię bratku, jakoś kojarzę…

Pamięć mam świetna, pamiętam twarze…

Rączki więc w górę, obróć się, spytam

Ktoś ty? – popatrzmy- DIABEŁ ROKITA!!!

 

ARCHANIOŁ GABRIEL:

Jestem, już bracie, gdzie ten piekielnik,

Zaraz go skrzydłem strzelę w patelnię!

Mów, kto cię przysłał, co chciałeś zrobić?

Jakie żeś plany umyślił sobie?

(budzą się Maciek i Kuba… przerażeni…)

 

KUBA:

 - Aaaaaa!!!... na pomoc, Maciek, uciekaj!!!... UFO!!!

 

ARCH. GAB.:

- Chwila, Panowie,

Nie żadne UFO, darujcie sobie!!!

 

MACIEK:

 - Ktoś ty?!!! I jak to?!!! Co od nas chcecie?!!!

 

ARCH. MICH.:

 - powiem, jak dać mi w końcu zechcecie…

Jesteśmy dobre anioły z nieba.

Szedłem was zbudzić – tak było trzeba…

Bóg się narodził dzisiaj w Betlejem,

By przynieść ludziom miłość, nadzieję…

Szedłem tu do was, by wieść przekazać,

Byście Go witać pobiegli zaraz…

Lecz patrzę, a tu ten oto diabeł,

Chciał tym was zabić, więc całą sprawę

Przejęło zaraz biuro anielskie…

Chcemy wyjaśnić plany diabelskie…

 

KUBA:

 - To myśmy do nas cię przygarnęli,

A tyś nas za to po łbach chciał zdzielić?... WSTYDŹ SIĘ!!!...

 

ARCH. GAB.:

 - Ha, wszak to diabeł!

Gadaj, kto nasłał ciebie w tej dobie?!!!

Imię?!!! Nazwisko?!!!...

 

D.R.:

- Nic wam nie powiem!!!...

 

ARCH. MICH.:

- Nic nam nie powiesz? A, to ciekawe,

Archanioł Gabriel w tym to ma wprawę,

Że krąży w czasie bez żadnej szkody…

Przynieś nam, bracie, święconej wody…

Szybko my z tobą się rozprawimy…

Po prostu – zaraz ciebie… ochrzcimy!!!

 

D.R.:

- NIE!!! BŁAGAM!!! POWIEM!!! Wydam przyczynę…

Lecz mnie nie czyńcie chrześcijaninem!!!...

Lucyfer kazał mi ich tym zdzielić

Aby się ludzie nie dowiedzieli,

Ze Chrystus na świat przyszedł w Betlejem,

Aby nie mieli ludzie nadziei!...

To przecież oni tę wieść rozniosą…

W całej krainie radość rozgłoszą…

I tak to przez nich wiara rozkwitnie…

Miało ich nie być… i problem zniknie…

 

 

ARCH. GAB.:

- Patrzcie, jak zmyślił to, kawał drania,

Słuchaj, Rokita, koniec kłamania!

 

D.R.:

 - nie, ja nie kłamię, także trzej króle

Też nie dojadą, i nikt w ogóle…

Król Herod, inni… piekła agenci…

Wszyscy w przebraniach, z pozoru święci…

 

ARCH. GAB.:

 - Słuchaj, Michale, może nie kłamie,

Może naprawdę, to tacy dranie!

 

D.R.:

 - Prawdę ja rzekłem, jak piekło kocham!...

Błagam, nie chrzcijcie!...

 

ARCH. MICH.:

 - Dobra, wynocha!...

I żebym więcej cię już nie widział,

Albo cię ochrzczę tu w znaku krzyża!!!

 

D.R.:

Dzięki, niebiescy dobrzy panowie,

Nie, nie… Rokita już spada sobie…

 

ARCH. GAB.:

 - Po coś go puścił?, zaraz doniesie,

Że wszystko wiemy…

 

ARCH. MICH.:

A co, mam zgrzeszyć?!...

Lepiej niech leci… ALERT! UWAGA!

Wszystkie jednostki! Piekielna zdrada!

Ratujmy ludzi! Plan „B” wykonać!

I dla 3 króli przyznać ochronę!

 

ARCH. GAB.:

 - A wy, pasterze, już nie zwlekajcie,

Lecz budźcie innych i pospieszajcie…

Idźcie się skłonić Bożej Dziecinie,

Niech wiara w Niego nigdy nie zginie!...

Musimy lecieć!...


NARRATOR

Do stajenki szli z pośpiechem,

Aż ich oddech niosło echem.

Każdy co rusz się potykał

Że aż nosem trawy tykał.

Wreszcie szopę swą ujrzeli.

I z wrażenia aż zadrżeli,

Bo z daleka widać było,

Jakby coś tam się ruszyło.

W końcu do drzwi dobieżeli

I już słowem nie wspomnieli,

Bo w tej samej właśnie chwili

Słysząc jak Dzieciątko kwili,

Zrozumieli co się stało:

Czemu Anioł był na biało,

Czemu inne się zjawiły,

Chórem Boga uwielbiły.

Powolutku się zbliżyli,

Głowy swoje uniżyli.

Potem wdzięcznie tak jak stali

Pięknie Jemu zaśpiewali:

 

NARRATOR:

Skoczna była to muzyka,

Bo ruszyła nawet byka.

Który zaczął w rytmie sapać

I po uchu krowę drapać.

Owce najpierw się schowały,

Bo się dźwięków głośnych bały.

Ale przyszły wkrótce społem

Otaczając Dziecię kołem.

 


AKT VI

 

NARRATOR:

Akt już następny, straszne w ogóle,

Będą się działy rzeczy, bo królem

Jest dawny diabeł – zwą go Herodem…

On dziś – to człowiek, na jego głowę

Włożył Lucyfer koronę złotą…

Wiec w kraju terror, moralne błoto,

Piekło panuje, zło tryumf święci…

Tak to działają tajni agenci!…

 

HEROD:

- Nuda w mym państwie, nic się nie dzieje,

Cisza i spokój… Tak, mam nadzieję,

Królować sobie lat jeszcze wiele,

Kto się zbuntuje – to w łeb go zdzielę.!...

Może i dobrze, że mnie odkryli,

Kumple pomogli, królem zrobili…

Tylko człowiekiem być – strasznie głupie…

Lecz… służę piekłu – resztę mam w … nosie!...

 

(wyciąga kartkę)

Proszę, od piekła mam tu wytyczne,

Me obowiązki nie takie liczne…

Muszę ja tylko złych wciąż pilnować,

Uczciwych gnębić, biednych rabować

Wpłynąć też na to, by zabijano,

Nienarodzonych, wieczorem rano

Antykoncepcję także promować…

- pod hasłem „wolność”… - spokojna głowa!

Dobro wyśmiewać i poniewierać,

Niszczyć wartości, grzech popierać,

Równouprawniać tez wstrętne związki…

Oto są, w skrócie, me obowiązki…

A, jeszcze jedna jest tu klauzula,

Zabić 3 mędrców, idących do króla…

Więc, jak widzicie, mam lekkie życie!

Wyborów nie ma… mnie nie zmienicie!...

 

Co tam się dzieje?!, do mnie tu, straże!

- Ochrona moja – wierni dresiarze!

- Co za hałasy?! Co to ma znaczyć?!

 

OCHRONIARZ I:

- jakichś 3 typów chce cię zobaczyć!

 

HEROD:

- królu…!

 

OCHRONIARZ I:

Co?… królu?...

 

HER:

- masz do mnie „królu” mówić, idioto!

 

OCHR I:

- a , spoko, spoko…

 

HER: 

- spoko… co?!...

 

OCHR I:

- spoko, królu!...

 

HER:

- No!...

Byliście kiedyś z dzień jeden w szkole?

Zresztą – nieważne – ja durniów wolę!

A teraz, odejść mi stąd, prostacy!

I… (wącha) … weźcie prysznic!

 

OCHR II:

- „I weźcie prysznic?” – ty, co to znaczy?

 

OCHR I:

- Nie wiem, ja nigdy w szkole nie byłem,

Bo pakowałem, mięśnia ćwiczyłem!...

(pokazuje mięśnia)(odchodzą)

 

HER:

- Zaraz no, durnie!... coście gadali?

Jacyś trzej ludzie na mnie czekali?

 

OCHR I:

- No, są tam, stoją, ciągle czekają…

 

OCHR II:

- I takie śmieszne czapeczki mają…

 

HER:

- czapeczki?!... TAKIE JAK JA?!

Na wielkie piekło, to są korony!

To trzej królowie jadą w te strony!

To ci, co piekło każe ich zgładzić?

Zaraz się dowiem… RUCHY!!! Wprowadzić!!

 

KACPER:

 - Bądź pozdrowiony, Herodzie drogi…

Żeśmy ze wschodu tu przyjechali,

Gwiazda nas wiodła, lecz znikła, dalej

Jak mamy jechać nie wiemy wcale…

 

MELCHIOR:

- Ty swoje państwo znasz doskonale…

Do Króla Królów pokaż nam drogę…


HEROD:

Król nad królami? W Betlejem?... Betlejem? cóż to znaczy?..

Wszak to wioseczka mniejsza od Klepaczy…

 

A więc, Królowie, wam do Betlejem

Ruszać potrzeba, i mam nadzieję,

Że gdy już króla tego znajdziecie,

Wracając, wszystko mi opowiecie…

I ja też wtedy pokłon mu złożę…

 

BALTAZAR:

 - Dzięki, Herodzie, i szczęść ci, Boże!!!...

 

HEROD:

Ja wam poszczęszczę, ja wam dam drogę!

Jam tylko Królem! Zaraz pomogę!...

STRAŻ!

Słuchajcie, durnie, iść za królami,

Zarżnąć ich, kiedy będziecie sami!

Jak tylko wyjdą z Jerozolimy…

Zrozumieliście,

 

OCHR I:

- Wszystko, o Królu!, zrobimy to cicho…

 

OCHR II:

 - mamy bejsbole, nie będzie krzyku!…

 

HEROD:

- I gdzieś pochować mi potem trupy!

A co znajdziecie, to wasze łupy!

RUSZAĆ!

(zaciera ręce)

Lucyfer kazał zabić tych króli,

Więc ja to robię… on mnie przytuli,

I awansuje na księcia piekła…

Ech… perspektywa ta mnie urzekła…

 

KACPER:

- Bracie Melchiorze, jak ci się zdaje,

Mnie dziwnym Herod coś się wydaje…

 

MELCHIOR:

- Masz rację, Kacprze, ja powiem nawet,

Że mu nie ufam wcale a wcale…

 

BALTAZAR:

- Mordę ma jakąś nie ludzką taką,

Nie ufam także jego żołdakom…

Znam ja się – to są legii kibole,

A ja od legii wszak podchale wolę!...

 

KACPER:

 - Ech, Baltazarze, piłka ci w głowie…

Szukamy Króla – przypomnij sobie…

 

BALTAZAR:

 - No co ty, Kacprze, dobrze pamiętam,

Odnaleźć Króla, dla nas rzecz święta…

I choć Heroda znieść ja nie mogę,

Przyznać mu trzeba – pokazał drogę…

 

MELCHIOR:

 - Tak, do Betlejem… lecz ja nie wierzę,

Aby to zrobił zupełnie szczerze

Władzę on kocha, jest samotnikiem…

Nie będzie chciał się nią dzielić z nikim…

 

KACPER:

 - Racja, Melchiorze!, O, wielkie nieba,

Ostrzec nam króla tego potrzeba!

Herod go pewnie chce zamordować

Nuże, panowie!... spieszmy ratować!...

 

MELCHIOR:

 - Co to za typy na drogę wyszły?

 

BALTAZAR:

 - Heroda zbiry, fakt oczywisty…

 

OCHR I:

- Hej tam, Króliki, koniec wycieczki,

Herod was kazał zwolnić troszeczki…

 

OCHR II:

Bo wkurzyliście szefa naszego…

Trzeba zapłacić za to kolegom…

 

KACPER:

 - Panowie chamstwo! – zawsze tak macie,

Że ordynarnie bójkę wszczynacie?

 

OCHR I:

- Dobra, kulturnie zaczniem w cytacie…

Kurna, króliki, stać! Ogień macie?!!!...

 

MELCHIOR:

- Nie mamy, synu, petów palenie

Niszczy wszak płuca, no i krążenie…

Ministra zdrowia rada jest taka:

- nie pal, bo umrzesz wcześnie na raka!

 

BALTAZAR:

 - A co do bójki, chcieliście sami

Więc się tam bawić nie będziem z wami!…

My Króle wschodu – karate znamy…

I w sumie bójki… to my kochamy…

(atak, dresiarze zwiewają, wrzeszcząc)

 

 

 

 

LUCYFER:

- Wszystko zepsuje mi ta hołota,

Wkroczyć sam muszę, Herod, niecnota,

Za swą niezdarność gorzko zapłaci…

Czuję, ze rychło posadę straci…

Rolę zabicia króli dam sobie…

By świat nie wiedział, gdzie jest Bóg – Człowiek…

(królowie wracają zdyszani)

 

KACPER:

 - Stójcie, Panowie, znów coś tam stoi…

Lecz mi się zdaje, że to nie człowiek!

O Boże, bracia, to chyba diabeł…

 

 

MELCHIOR:

- Z nim już, niestety, nie damy rady…

 

BALTAZAR:

 - Mocy piekielnej rady nie damy,

Lecz łatwo skóry swej nie sprzedamy!...

 

LUCYFER:

 - Wybiła, króle, wasza godzina!

Już nie znajdziecie wy Boga Syna!

I innym o nim też nie powiecie

Dobra nowina się nie rozniesie!

(nagle sygnał kawalerii amerykańskiej, wpadają anioły)

 

ARCH MICHAŁ:

- Stój Lucyferze, to rozkaz Boży!

Nic im nie zrobisz, choćbyś się srożył!

Dziś tu nie działa twa moc szatańska!

Taka jest kara, i wola Pańska!

 

ARCH. GAGR:

- Wszystko już wiemy o twych knowaniach,

I twych morderczych, strasznych złych planach!

Chciałeś dziś zabić wszystkich, co mogą,

Wieść o Chrystusie zanieść narodom…

Myślałeś, przez to że wiara zginie…

Głupiś ty, głupiś, o piekła synie!

 

ARCH MICH.:

- Lecz zawsze z karą musi iść wina…

Wiec ci odbieram moc twą, otrzymasz

Ją znowu wtedy, gdy w piekło wrócisz…

Za pół godziny… więc nie bądź głupi!

Radzę ci zwiewać, bo trzej królowie

Myślę, że teraz… hmm…. poradzą sobie…

(do Króli)

Drodzy Królowie, jak już skończycie,

Szybko do żłóbka – liczę – traficie…

 

 

 

LUCYFER:

 - No co ty, anioł… nie rób mi tego…

Chyba żartujesz… no, bądź kolegą!...

Genewskie przecież są wciąż konwencje…

Ja się poddaję, ja jestem jeńcem…

 

ARCH GAB:

Nic nie słyszymy!... (gwiżdże)

 

LUCYFER:

 - Panowie Króle, ja żartowałem,

 

BALTAZAR:

 - My się na żartach nie znamy wcale…

 

 

KACPER:

 Kto mieczem walczy, od miecza ginie…

Wielka jest mądrość w starej maksymie…

 

LUCYFER (ucieka)

- Ratuuunku!!! Biją!!!

 

 


AKT VII

 

NARRATOR:

Akt już kolejny, oto i szopka

W niej Józef, Maria, Dziecina słodka,

Tu aniołowie wciąż straż trzymają,

Tu ludzie Bogu pokłon oddają…

 

ARCH. GABRIEL:

- Witajcie Bracia, drodzy Królowie,

hmm… poradziliście, widzę, sobie…

Nie chciałbym teraz być w skórze drania,

No cóż, nieważne, chodźcie do Pana..

 

KACPER:

- Choć to dziecina, serce się trwoży,

Przecież, o bracia, sam to Syn Boży!

Dary te nasze – dla Niego błotem,

Wybacz, ze uczczę Cię tylko złotem…(przyklęka)

 

MELCHIOR:

Panie nad pany, i królów Królu,

Życie nie będzie szczędzić ci bólu…

Więc przyjmij mirrę, która ból koi…

Skoroś człowiekiem dla nas się zrodził…

 

BALTAZAR:

 - Przed Tobą, Panie, jesteśmy mali,

Wypada, byśmy dary składali,

Kadzidło wonią swą nieba sięga,

Więc jest, o Boże, jak Twa potęga…

 

ARCH MICHAŁ:

Są i pasterze – wejdźcie – tu w żłobie,

Właśnie was czeka Jezus – Bóg- Człowiek!

 

MACIEK:

- Witaj nam, witaj, o obiecany,

Przez lat tysiące ciągle czekany

Przyszedłeś do nas – do ludu swego

Aby wyzwolić nas z mocy złego…

 

KUBA:

- Weź nasze serca, wszystko co mamy,

Dary mizerne Tobie składamy…

Ot, ciepłe futro, jajka i kaszę…

I trochę sera… to dary nasze…

Ale ci jeszcze wraz zaśpiewamy,

Bo Cię, o Jezu, szczerze kochamy…

 


NARRATOR:

Taki to koniec naszej powieści

Większość, to fikcja, ale są treści,

Co prawdą samą!: Bóg zszedł na ziemię,

By uratować Adama plemię…

I przyszedł na świat w dziecka postaci,

Aby nas zbawić; - dla nas - swych braci…

Diabeł mu bardzo chciał w tym przeszkodzić,

Ale nic z tego! Nie mógł nic zrobić.

Wiec pamiętajmy… Wierzyć nam trzeba,

I kochać Boga! Wtedy do nieba

Na pewno wszyscy się dostaniemy…

A za uwagę już DZIĘKUJEMY